185. Życie w planistycznym trójkącie
Dobrych parę lat temu na ścianie jednego z domów usytuowanych w centrum miasta, w którym mieszkam, pojawił się sprayowy napis: „... żyje!” Nazwę podmiotu, który to tryumfalnie obwieścił, pomijam z różnych powodów, ale generalnie jako nieistotną dla dalszej narracji – o wiele bardziej interesujący okazał się „ciąg dalszy”, który został kilka dni później zrealizowany na tej samej ścianie i w tej samej technice: „Ale co to za życie?!”
Patrząc na zinstytucjonalizowane formy funkcjonowania środowiska urbanistów polskich i wysyłane stamtąd sygnały: „PIU żyje!” oraz „TUP żyje!” nie mogę się wyzbyć skojarzeń z opisaną na wstępie „naścienną” wymianą poglądów i nie dopisać: „Ale co to za życie?!”
W rzeczywistości „siłą napędową” tych środowisk jest głównie aktywność od lat tej samej (znanej z imienia i nazwiska) „garstki” planistycznych społeczników, których cechą wspólną jest nadrzędny imperatyw działania pro publico bono bez względu na ramy organizacyjne w jakich formalnie funkcjonują.
Jest pewne, że działaliby pro publico bono nawet gdyby nie było PIU i TUP-u.
Oczywiście poza społecznikami z krwi i kości są jeszcze „działacze z krwi i kości”- nadrzędnym imperatywem takiego „działacza” jest bycie „działaczem” (bez względu na ramy organizacyjne w jakich formalnie funkcjonują).
Całości dopełniają „masy” członkowskie – w większości pozbawione jakichkolwiek „nadrzędnych imperatywów”.
Trzy całkowicie rozłączne byty - generalnie: żyć, nie umierać!
„…A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą”
PS. Ja , niestety, nie jestem jeszcze gotowy umrzeć za PIU
—————
Skomentuj
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
Ankieta
Oceń artykuł
interesujący (12)
nie mam zdania (6)
nieinteresujący (5)
Całkowita liczba głosów: 32