0515. Is fecit, cui prodest - ten uczynił, czyja korzyść
Czternaście lat temu na jednym z portali zajmujących się problematyką planistyczną wziąłem udział w dyskusji na temat profesjonalizmu i odpowiedzialności zawodowej ówczesnych urbanistów.
Oto mały fragment mojej ówczesnej wypowiedzi:
„(…) dla gminy, która zleca opracowanie planu (np. na życzenie zaprzyjaźnionego inwestora) nie jest ważne czy przy opracowywaniu będą się odbywały „burze mózgów” i jak wielu profesjonalistów weźmie w tym przedsięwzięciu udział – gmina musi mieć szybko „papier” formalnie podpisany przez urbanistę.
I tylko o ten podpis w tej całej zabawie chodzi - bo bez tego jednego drobnego podpisu całej dalszej „zabawy” budowlanej nie będzie. (…)”
Przywołany z portalowego archiwum fragment, staje się (oczywiście w mojej subiektywnej ocenie), zaskakująco „świeży” w kontekście „deformy planistycznej” - na obecnym etapie do złudzenia przypominającej swoistą, już wzbudzoną prawno-planistyczną „falę tsunami” nie tylko realnie uderzającą w dalsze prawidłowe funkcjonowanie samorządów, ale co gorsze, negującą samą ideę samorządności.
Tak jak wtedy, kiedy naiwnie „tu i ówdzie” roztrząsano temat wpływu profesjonalizmu urbanistów na jakość gminnej przestrzeni, a w rzeczywistości, równolegle, niezależnie od tych merytorycznych „roztrząsań” z premedytacją planowano formalną likwidację tego zawodu w imię wyższych, pozaplanistycznych, do dzisiaj nieujawnionych celów – tak dzisiaj, na tej samej zasadzie trwają „ tu i ówdzie” jakieś paramerytoryczne paradyskusje paraekspertów na temat „patentów deformy” a w rzeczywistości, równolegle, niezależnie od tych paraeksperckich wynurzeń realizowana jest z premedytacją kolejna likwidacja – tym razem samorządowego zarządzania przestrzenią gminy.
Z dzisiejszej perspektywy lepiej widać, że „likwidacja” to jak najbardziej właściwe słowo dla określenia tego, co się dzieje w gminnym planowaniu przestrzennym od 2014 roku (tj. od ustawowej likwidacji zawodu urbanisty).
Nasuwa się więc pytanie: w czyim interesie likwidowane jest z taką determinacją i konsekwencją gminne planowanie przestrzenne?
Trudno się oprzeć wrażeniu, że nie w naszym polskim, nawet jeśli polskimi rękami.
„Is fecit, cui prodest” - ten uczynił, czyja korzyść.
Jednego możemy być pewni – co dla jednych będzie gwarantowanym zyskiem, dla innych będzie rachunkiem do zapłaty.
Z tym, że płacić będą oczywiście gminy, czyli wszyscy mieszkańcy – takie będą rzeczywiste, jedyne skutki „deformy planistycznej” – wdrażanej, co zastanawiające, w atmosferze ponadpartyjnego „konsensusu”….i w kompletnej medialnej ciszy.
—————