66. Nowe dobro narodowe?
Z dużym zainteresowaniem (pomieszanym ze szczyptą zazdrości) przeczytałem na stronie internetowej POIU relację ze szkoleniowo-studialnego wyjazdu urbanistów tej Izby Okręgowej do krajów Beneluksu. A oto fragment:
„Był to już kolejny (ósmy?) nasz wyjazd. Jak zwykle było w nim sporo zwiedzania, jak zwykle było sporo wykładów merytorycznych, spotkań z urbanistami, planistami. (…) Odwiedziliśmy Trewir i Schengen w Niemczech, Luksemburg, ale przede wszystkim Brukselę, Brugię i Antwerpię w Belgii oraz Rotterdam, Gandawę, Amsterdam i Almere w Holandii. (…) Mogliśmy zobaczyć na własne oczy jak wyglądają tamtejsze miasta, poznać ich problemy, a wreszcie zapytać naszych gospodarzy o sprawy, które wydały nam się ciekawe, czasem kuriozalne, a czasem bardzo podobne do naszych. Byliśmy witani w Urzędzie Miasta Brukseli, Agencji Rozwoju Regionu Brukseli, Urzędzie Miasta Rotterdam. Często szukaliśmy jakiś podobieństw do sytuacji w naszym kraju. Było to trudne. (…)”
Prawdopodobnie przed traumą dalszych poszukiwań „jakiś podobieństw do sytuacji w naszym kraju” uchronił całą grupę powrót do Polski. Tak na marginesie - mam nadzieję, że wszyscy uczestnicy zdołali się już „akomodować” do naszej polskiej rzeczywistości.
A propos polskiej rzeczywistości. Właśnie tradycyjnie już - jak co cztery lata (mniej więcej o tej porze) – odkręcane są ostatnie tabliczki identyfikacyjne. Niechybny to znak, że kolejny rozdział naszej rodzimej demokracji przechodzi definitywnie do historii.
Chciałoby się rzec za Szwejkiem: Jak tam było tak tam było ...itd.
No dobrze, ale jak było naprawdę?
Jeśli chodzi o próby okiełznania polskiej przestrzeni jedno trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: przez ostatnie dwie dekady okazję do takich działań miały wszystkie opcje polityczne i wszystkie dotychczas podejmowane próby zakończyły się dokładnie tak samo.
Z problemem nie poradziły sobie: kolejne parlamenty, kolejne ekipy rządowe, środowiska naukowe i korporacje związane z problematyką.
Trochę to wszystko zastanawia (ta ponadczasowa, narodowa niemoc) ale najwidoczniej w Polsce ład przestrzenny jest, obiektywnie rzecz ujmując, niemożliwy.
Bezład przestrzenny okazuje się być bytem „ponadpartyjnym” – można by rzec „ogólnonarodowym”.
Co więc można w tej niewątpliwie dramatycznej sytuacji zrobić? Czy już wszystko stracone?
Zamiast z chaosem przestrzennym walczyć (dalej i bezskutecznie) może go po prostu… polubić?
Być może nawet już go trochę (podświadomie) lubimy – jak inaczej wytłumaczyć sytuację, że bałagan w polskiej przestrzeni jest tak powszechny? Czy to na pewno tylko przyzwyczajenie?
Wprawdzie opisywany na wstępie wyjazd urbanistów do krajów Beneluksu miał charakter szkoleniowo-studialny ale myślę, że nie będzie błędem uzupełnienie tej relacji o konstatację, że jednym z istotniejszych powodów wybrania tego regionu Europy za cel podróży i nadania jej takiego a nie innego charakteru był powszechny w każdym zakątku tych krajów ład przestrzenny.
Najwyraźniej szukamy za granicą tego czego w kraju nam najbardziej brakuje.
„Plusem dodatnim” tej sytuacji jest uniwersalność ludzkiej natury – zamieszkujący kraje Beneluksu (i nie tylko) mają tak samo jak my tylko w tym przypadku odwrotnie: wcześniej czy później nastąpi tam totalny przesyt ładu i porządku w przestrzeni.
A wtedy…możemy spokojnie patrzeć w przyszłość – tylko u nas skołatane „estetyką ładu przestrzennego” dusze znajdą pełne ukojenie.
Może więc warto już teraz pomyśleć o objęciu ochroną prawną naszej polskiej przestrzeni pod hasłem: Chaos przestrzenny dobrem narodowym!
—————
Ankieta
Oceń artykuł
bardzo interesujący (11)
interesujący (11)
nie mam zdania (11)
nieinteresujący (9)
Całkowita liczba głosów: 42