Planowanie przestrzenne od nowa – czyli dlaczego obecną ustawę należy wyrzucić do kosza (6)
Przeglądając ustawowy katalog podmiotów, które poprzez uczestnictwo w procedurze planistycznej powinny współtworzyć ustalenia planów zagospodarowania przestrzennego, nie można pominąć uczestnika niezwykle ważnego t.j. właścicieli nieruchomości objętych procedurą planistyczną.
W doktrynie planistycznej dla opisania udziału tych podmiotów w planowaniu przestrzennym, powołano nawet oddzielną dyscyplinę zwaną niezwykle efektownie partycypacją społeczną.
Zgodnie z zapewnieniami każdego ustawodawcy, począwszy od regulacji ustawowych z 1994 r. wraz z kolejnymi nowelizacjami, w zakresie tych „partycypacji” następuje znaczący postęp (zgodny oczywiście ze światowymi tendencjami i standardami).
Szybkie porównanie ustaw z 1984 r. i z 1994 r. rzeczywiście wyraźnie to potwierdza – instytucja zarzutów do planu z prawem skargi do sądu administracyjnego w sposób znaczący poprawiła sytuację właścicieli nieruchomości, dotychczas całkowicie ubezwłasnowolnionych.
Ale zawsze są plusy dodatnie i są plusy ujemne – niestety tak było również w przypadku ustawy z 1994 r. Ustawodawca zauważył dość szybko, że instytucja zarzutów do planu z prawem skargi do sądu administracyjnego, owszem, jest sama w sobie niewątpliwie dobra ale przy okazji niestety spowalniająca – co było absolutnie nie do zaakceptowania w czasach ogólnonarodowego przyśpieszania.
Jak uznał tak zrobił i oto od 2003 r. mamy w obiegu prawnym wersję partycypacji społecznej idącą bardziej z duchem czasu, no i przede wszystkim już nie spowalniającą.
Ideą przewodnią nowej partycypacji jest zagwarantowanie właścicielom możliwości zabrania głosu przy sporządzaniu planu miejscowego można rzec pełną piersią. Co warte podkreślenia, w konsekwencji, dzięki niezwykłej hojności ustawodawcy taka możliwość istnieje aż trzykrotnie! Wnioski do planu, dyskusja publiczna i uwagi do projektu planu.
Właściciel trzy razy może swobodnie i obszernie wyrazić swoje poglądy i opinie w kwestii danego planu. I trzy razy gmina musi go wysłuchać i zdać pisemnie sprawę (do dokumentacji planistycznej) z tego wysłuchania (pod karą nawet unieważnienia planu)!
(…) Pies mówił, a wilk słuchał: uchem, gębą, nosem,
Nie stracił słówka; połknął dyskurs cały
I nad smacznej przyszłości medytując losem,
Już obiecane wietrzył specyjały!
Wtem patrzy... „A co to?” — „Gdzie?” — „Ot tu, na karku.”
„Eh, błazeństwo!...” — „Cóż przecie?” — „Oto, widzisz, troszkę
Przyczesano — bo na noc kładą mi obróżkę,
Ażebym lepiej pilnował folwarku!”
„Czyż tak? Pięknąś wiadomość schował na ostatku.” (…)
Mówiąc Mickiewiczem: cóż jest tą obróżką nowej partycypacji, którą równie wstydliwie przemilczał ustawodawca? Sprawa jest niestety prozaiczna – gmina ma obowiązek odniesienia się do uwag właściciela, ale nie jest istotne czy negatywnie czy pozytywnie. Sam fakt odniesienia się (rozpatrzenia) czyni zadość wszelkim przepisom.
Po dokonaniu przez gminę tak sformalizowanej czynności partycypacja społeczna zostaje natychmiast i nieodwołalnie zakończona. Oznacza to, że jeśli gmina nie uchybi wymogom proceduralnym może skutecznie uchwalić dla danej nieruchomości przeznaczenie wedle własnego autonomicznego uznania.
A właściciel sięgający w geście rozpaczy i desperacji po skargę do sądu administracyjnego powinien pamiętać, że gmina zawsze może w takiej sytuacji sięgnąć po wunderwaffe pod eufemistyczną nazwą władztwa planistycznego.
—————