0523. Prawo do (cudzej) własności
W notce nr 0499. „Czerwony Ład” - „prawo interesariusza” zamiast prawa własności, w której powróciłem do tematu poruszanego na tym portalu wielokrotnie, a dotyczącego prawa własności w teorii i praktyce polskiego planowania przestrzennego w ostatnim ćwierćwieczu, napisałem m. in.:
(…) Państwo, dla którego obowiązek wynikający z art.21 ust.1 Konstytucji RP zapewnienia rzeczywistej, ustawowej ochrony własności, jest w dalszym ciągu wiążący, właśnie kolejny raz w trakcie "nowelizowania" prawa planistycznego "ominęło szerokim łukiem" ten konstytucyjny obowiązek, oddalając na kolejne lata (a może nawet ad calendas graecas) uregulowanie kwestii prawa własności w planowaniu przestrzennym w sposób zgodny ze standardami państwa prawa i konstytucją RP.”
Osoby uważnie czytające ostatnią nowelizację ustawy planistycznej bez trudu zauważą, że wspomniane „prawo interesariusza”, wprawdzie „rozbudowane” do absurdalnych wręcz rozmiarów, tak naprawdę zupełnie pomija całkowicie interes podmiotów, który powinien być głównym przedmiotem zainteresowania ustawodawcy – pomija całkowicie kwestię ochrony praw właścicielskich podmiotów prywatnych posiadających tytuły prawne do nieruchomości objętych procedurami planistycznymi.
Podmioty prywatne, czyli zwykli obywatele, posiadający tytuły prawne do nieruchomości nie zostali dotychczas wyposażeni w jakiekolwiek skuteczne narzędzia prawne do ochrony swoich praw właścicielskich - interesu prawnego wynikającego z posiadanego konstytucyjnego prawa do konkretnych nieruchomości, objętych procedurami planistycznymi. (Proszę nie mylić z „zasadą wolności budowlanej”, forsowaną swego czasu niezwykle intensywnie przez ekspertów ze znanej uczelni ekonomicznej).
Wyjątkowo cynicznie w tym kontekście brzmi ustawowa „możliwość zaskarżenia uchwał planistycznych do sądu administracyjnego”.
Patrząc na dokonane ostatnio nowelizacyjne „fajerwerki” można śmiało zaryzykować pogląd, że Państwo (dla którego obowiązek wynikający z art.21 ust.1 Konstytucji RP zapewnienia rzeczywistej, ustawowej ochrony własności, jest w dalszym ciągu wiążący) w trakcie "nowelizowania" prawa planistycznego, owszem, właśnie zrealizowało tę konstytucyjną powinność, tyle tylko, że w dość specyficzny, przewrotny sposób – wdrażając ustawowe Prawo, ale do... cudzej własności, gdzie rzeczywistymi beneficjentami, obdarowanymi wspaniałomyślnie przez ustawodawcę są tzw. interesariusze - z wyłączeniem (sic!) prywatnych właścicieli nieruchomości.
Niestety, trudno spodziewać się innych rezultatów tych "systemowych napraw" w sytuacji kiedy interesy Suwerena nie są w tych "reformach systemu" reprezentowane.
Suweren tym sposobem został pozbawiony jakiejkolwiek wiedzy, "co się święci". I słusznie. Po co mu kolejne zgryzoty - wystarczy, że ma European Green Deal.
A taka "brawurowa nowelizacja" to bardzo mocny „przyczółek” do dalszych, jeszcze śmielszych, intensywniejszych, szerzej zakrojonych działań legislacyjnych, w finale których pojęcie własności zostanie wyrugowane z obowiązującego systemu prawnego a sama własność (prywatna) już bez przeszkód zostanie przemianowana na „dobro wspólne”, którym zarządzać będą wyłącznie „interesariusze” wszelkiego autoramentu.
Czyż nie o to chodzi?
* * *
W projekcie autorskiego Kodeksu rozwoju przestrzennego w 2010 roku (14 lat temu!) zaproponowałem proste rozwiązanie kwestii właścicielskich w procedurach planistycznych:
Generalnym założeniem nowej formuły partycypacji społecznej przyjętym w projekcie KODEKSU ROZWOJU PRZESTRZENNEGO (projekt ustawy prawo rozwoju przestrzennego i projekt ustawy o kształtowaniu polityki rozwoju przestrzennego) jest hierarchizacja tej partycypacji.
Uzasadnieniem dla wprowadzenia takiej hierarchizacji jest konieczność wyeliminowania powszechnego obecnie dublowania się procedur partycypacyjnych.
Powszechne dzisiaj dublowanie polega na (prawnie dopuszczalnej) „powtarzalności” podnoszonych w ramach partycypacji kwestii merytorycznych i formalno-prawnych na wszystkich poziomach proceduralnych (sporządzanie studium gminy, sporządzanie planu miejscowego).
W projekcie ustawy przyjmuje się, że najpełniejszy zakres podmiotowo-przedmiotowy partycypacja społeczna uzyskuje na etapie formułowania polityki przestrzennej gminy (studium gminy).
Projekt ustawy prawo rozwoju przestrzennego, wyznaczając dla planu miejscowego rolę wyłącznie jednego z instrumentów realizacji polityki przestrzennej gminy zapisanej w studium, definiuje jednocześnie na nowo istotę partycypacji społecznej na tym poziomie planowania przestrzennego gminy.
W procedurze sporządzania planu miejscowego partycypacja społeczna staje się formą udziału podmiotu społecznego w realizacji polityki przestrzennej gminy zapisanej w studium.
W konsekwencji zasadnicze procedury partycypacyjne zostają przesunięte do etapu „przedprojektowego” określonego jako „etap prac przygotowawczych do podjęcia uchwały intencyjnej”.
W wymiarze merytorycznym jest to składanie wniosków w sprawie zmiany przeznaczenia i sposobu zagospodarowania terenu (z inicjatywy własnej) oraz udział w dyskusjach na temat kierunków potencjalnych rozwiązań planistycznych wynikających ze studium gminy (dyskusje inicjowane przez gminę).
Na etapie „sporządzania projektu planu miejscowego obszaru” partycypacja społeczna zostaje ograniczona do składaniu uwag do rozwiązań planistycznych podczas wyłożenia projektu planu miejscowego obszaru do publicznego wglądu – ale wyłącznie w zakresie posiadanego prawa własności, użytkowania wieczystego lub uprawnień posiadanych na podstawie przepisów odrębnych.
Komu się nie podoba taki model partycypacji, proponowany przeze mnie nieustająco od 14 lat – gdzie „aktywiści od przestrzeni” różnej proweniencji byliby „syci” a właściciele nieruchomości byliby „cali”?
—————
Komentarze
—————
—————
—————
—————
—————
—————
Wpisy: 1 - 6 z 6