0501. Przestrzeń w rękach „patologistów przestrzennych”?
W notce 0496. Tertium non datur” opisałem następujące spostrzeżenie:
Na profesjonalnym portalu internetowym, dedykowanym architektom opublikowano opinię, w której profesjonalista (architekt, ekspert od planowania przestrzennego) określił 30 lat funkcjonowania studium gminy w polskim systemie prawnym jako „patologię” ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”. Opinia ta nie doczekała się dotychczas jakiejkolwiek krytycznej reakcji.
Piszę „krytycznej” ponieważ głuchą ciszę, która zapadła po tej wypowiedzi, odbieram jako opinię „aprobującą” i traktuję ją jako reprezentatywną dla tego środowiska (architektów).
Cała „operacja” została następnie powtórzona na profesjonalnym portalu internetowym, dedykowanym urbanistom – z identycznym, jak wyżej, skutkiem.
Głuchą ciszę, która zapadła po tej wypowiedzi, odbieram jako opinię „aprobującą” i traktuję ją jako reprezentatywną dla tego środowiska (urbanistów).
W świetle powyższego - albo mieliśmy przez trzydzieści lat „patologię” w planowaniu przestrzennym, na którą nikt przez te trzydzieści lat z nieznanych powodów „nie reagował” albo nie była to patologia wymagająca bezwzględnego usunięcia, które miało miejsce w ostatnim czasie.
Ponieważ studium ustawowo wyrzucono z systemu, jedną kwestię mamy już ostatecznie formalnie rozstrzygniętą – w ten sposób definitywnie, urzędowo potwierdzono, że była to „patologia” ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”.
Przyjmując tę decyzję pokornie a ponadto z całym jej "dobrodziejstwem” musimy jednak nieśmiało zauważyć, że WSZYSTKIE studia gminne w Polsce zostały sporządzone przez urbanistów (lub jak kto woli - planistów przestrzennych), dla których, jako autorów opracowań, był to główny (a może nawet dla wielu jedyny) sposób zdobywania planistyczno-urbanistycznych umiejętności i zawodowego doświadczenia.
Można nawet zauważyć, że w zawodowym CV obecnie aktywnych zawodowo urbanistów (lub jak kto woli - planistów przestrzennych) opracowania te zajmują zaszczytne, główne miejsce - i były dotychczas traktowane jako najbardziej spektakularny sposób gwarantowania gminom swojego profesjonalizmu.
Przyjmując tę powszechną praktykę ze zrozumieniem a ponadto z całym jej "dobrodziejstwem” musimy jednak nieśmiało zauważyć, że WSZYSTKIE te osoby, tzn. urbaniści (lub jak kto woli - planiści przestrzenni) posiadają umiejętności (zapewne w bardzo wielu przypadkach znakomite) wyłącznie tworzenia studium – problem w tym, że to są umiejętności nabyte przy opracowywaniu „patologii” ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”.
Czy ktoś, kto całe swoje życie zawodowe opracowywał potwierdzone ustawowo „patologie” ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”, będzie potrafił opracować dokumenty „niepatologiczne” czyli POG-i?
Czy teraz stanie się obowiązkową praktyką gmin wymaganie od uczestników procedur przetargowych na opracowanie POG-u oświadczeń, że nigdy nie byli projektantami studium gminy - czyli "patologii" ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”?
Czy wójtowi/burmistrzowi/prezydentowi, który zatrudni projektanta posiadającego w swoim "dorobku" studium gminy („patologię” ponadto „na dalszą metę nie do utrzymania”), będzie można postawić skutecznie zarzut narażenia gminy na sprowadzenie zagrożenia dla ładu przestrzennego na jej obszarze?
—————
Komentarze
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
—————
Wpisy: 1 - 15 z 15