2024-07-13 11:01

0520. Samorządy gminne na „planistycznym polu minowym”

Na wstępie, dla lepszego wprowadzenia w „atmosferę” niniejszej notki, pozwolę sobie na krótki fragment wspomnień z okresu mojej pracy zawodowej w organie nadzoru.

Jako architekt i urbanista (a nie prawnik) nie miałem nigdy bezpośredniego wpływu na rozstrzygnięcia w zakresie (nie)zgodności z prawem uchwał dotyczących aktów prawnych przedkładanych wojewodzie (mpzp i studia gminne). 

Moja rola ograniczała się do weryfikacji planistycznej w zakresie spełnienia wymogów ustawy planistycznej i przekazywania takich opinii właściwej merytorycznie „komórce prawnej” urzędu, która nadawała (bądź nie) dalszy ciąg sprawie – w przypadkach uznanych za uzasadnione wydawała tzw. rozstrzygnięcie nadzorcze.

Całego odrębnego, obszernego wielostronicowego „studium przypadku” wymagałoby opisanie w ilu sytuacjach i dlaczego nie uwzględniono moich opinii. 

Na potrzeby tej notki opiszę tylko jedną sytuację, która, pomimo tego, że trąci myszką może zyskać ożywczą świeżość w kontekście tematu poruszonego w poprzednim felietoniku (Podkomisyjne „aberracje”).

W opisywanej sytuacji moja opinia, zawierająca kilka zarzutów – każdy samodzielnie na rozstrzygnięcie nadzorcze – została z nieznanych mi powodów uznana przez „komórkę prawną” za na tyle nieistotne, że uchwała jako zgodna z prawem została opublikowana w dzienniku urzędowym województwa i weszła do obiegu prawnego. 

„Strony” tego rostrzygnięcia (właściciele gruntów – nb bardzo sympatyczne starsze panie, w kontakcie z urzędem stwarzające wrażenie całkowicie zdezorientowanych zawiłością procedur, przepisów itp. oraz kompletnie nierozumiejące stanowiska organu nadzoru) w akcie desperacji (typowy stan, w jaki gminy wprowadzają część swoich mieszkańców uchwalanymi planami miejscowymi) postanowiły udać się „po pomoc” do pierwszorzędnych specjalistów od rozumienia i poprawnego stosowania prawa.

W tym przypadku była to bardzo znana i ceniona „na rynku usług prawnych” warszawska kancelaria prawna, która „pochyliła się” uprzejmie nad sprawą, ponadto na tyle skutecznie, że w krótkim czasie do organu nadzoru wpłynęło pismo zawierające żądanie (w imieniu dwóch starszych pań, bardzo sympatycznych choć  mocno skonfundowanych kontaktem z organem nadzoru) wyjaśnienia dlaczego wojewoda opublikował uchwałę zawierającą liczne, rażące naruszenia prawa (każde samodzielnie na rozstrzygnięcie nadzorcze).

Oczywiście tym sposobem sprawa niespodziewanie „nabrała rumieńców” czy może raczej zyskała „drugie życie”.

Tyle wspomnień – powróćmy do teraźniejszości. Dla przypomnienia wcześniejszej wypowiedzi zacytuję kluczowy fragment:

„Deforma planistyczna” w miejsce studium gminy wprowadziła drugi poziom prawa miejscowego tj. plan ogólny gminy. Tworzy to sytuację, w której na poziomie danego fragmentu terenu (obszaru) gminy będą obowiązywały dwa poziomy ustaleń planistycznych jako prawo miejscowe.

Jeśli już jest zgoda (?) na takie kuriozalne rozwiązanie ustawowe „podwójnych ustaleń prawa miejscowego” dla jednego terenu, to nie ma tu miejsca na „dywagacje”, które zostały wygłoszone na forum podkomisji, a które przytoczyłem na wstępie.

Jest tylko jedna „wersja wydarzeń” zgodnych z prawem:

oba poziomy MUSZĄ BYĆ ZGODNE ZE SOBĄ w momencie uchwalenia POG-u.

I taki obowiązek sprawdzenia tej zgodności spoczywać będzie, niestety,  na wojewodach  jako organach nadzoru. 

POG-i niespełniające tego wymogu nie powinny wejść do obiegu prawnego.

 

Kancelarie prawne, zatrudniające całą rzeszę  pierwszorzędnych specjalistów od rozumienia oraz poprawnego stosowania prawa, czekają z wielką niecierpliwością na pierwsze POG-i. 

2477 gmin (stan na 1 stycznia 2024 r.) czyni z tej liczby 2477 POG-ów, czytaj: 2477 spraw w sądach administracyjnych przegranych przez gminy.

Jak uniknąć tej nieuchronnej katastrofy? Portal Kontrurbanista ma na to proste lekarstwo, gotowe do użycia od 14 lat - szczegóły tutaj

 

—————

Powrót


Komentarze

Data: 2024-07-17

Dodał: Buczek

Tytuł: o dwóch źródłach prawa

Swego czasu także w sferze planowania przestrzennego (ale nie tylko) obowiązywał paradygmat o tym, że dla danego terytorium nie powinno być dwóch różnych źródeł prawa (miejscowego). Okresowo (1993-2003) taka sytuacja miała miejsce, gdy w granicach Dzielnicy- Gminy Warszawa Śródmieście obowiązywały jednocześnie dwa miejscowe plany ogólne zagospodarowania przestrzennego: Dzielnicy Gminy Warszawa Śródmieście oraz Miasta St. Warszawy... Tradycjonaliści uważali, że - ze względu na większą szczegółowość ustaleń w granicach tej Dzielnicy ówczesne decyzje wzizt powinny być wydawane na podstawie planu Śródmieścia, ale ci, którzy (lepiej) wiedzieli, gdzie "stoją konfitury" wydawali (uzyskiwali) takie decyzje na podstawie bardziej ogólnikowego planu Miasta (w którym - dla przykładu - nie ustalono proporcji pomiędzy dominującymi i dopuszczalnymi przeznaczeniami poszczególnych terenów...). Wkrótce więc plan Śródmieścia poszedł prawie w zupełne zapomnienie, ale w końcu i tak, przyszedł leśniczy, który... tfu! pardą, oba plany wygasły (przy wtórze sylwestrowych petad i sztucznych ogni na przełomie 2003/4. Przewiduję więc, że wkrótce - aby "nie paraliżować niezbędnych inwestycji" na podstawie neo-planów ogólnych będzie można wydawać decyzje o PnB, zwłaszcza w granicach, obowiązujących, ale niezgodnych z ustaleniami POG-ów mpzp.

Odpowiedz

—————

Data: 2024-07-17

Dodał: Kontrurbanista

Tytuł: Gorący "deformatorski kartofel"

Powtórzę swoją opinię z poprzedniej notki:
Poza dyskusją jest nierozwiązywalność stworzonego w ten sposób problemu na poziomie regulacji prawnych.
Ciekawi mnie tylko jedna kwestia - kiedy ta oczywista oczywistość dotrze do "deformatorów"

Odpowiedz

—————

Wstaw nowy komentarz










 


   PUBLIKACJE PORTALU