125. The Day After
Komentując przed dwoma tygodniami rządowy projekt „deregulacji zawodu urbanistów” napisałem:
(…) jestem głęboko przekonany, że z tej "mąki (deregulacyjnej) chleba nie będzie". Owszem, przetoczy się "burza", może nawet kilka "burz", będą apele, prośby, protesty, głosy oburzenia, złorzeczenia, "rozdzieranie szat", itp. Dla wielu to w końcu doskonała (jedyna) okazja wykrzyczeć, że istnieją. I to wszystko. Ciągu dalszego (deregulacyjnego) nie będzie. Skąd to przekonanie? Wprost z lektury zawartości "projektu deregulacji". Dlatego upubliczniony ostatnio projekt "deregulacji" urbanistów traktuję wyłącznie jako wydarzenie medialne - ważne o tyle, że urbanistom (wszystkim) pokazano oficjalnie, "z urzędu", ich miejsce w szeregu.
Powtórzę raz jeszcze: nie wierzę w deregulację zawodu urbanisty w obecnej wersji rządowej. Ale jeśli przyjmiemy wersję pesymistyczną (póki co, obowiązującą), że taka deregulacja nastąpi – to byłaby to nie „deregulacja” ale całkowita likwidacja zawodu urbanisty w dotychczasowym rozumieniu.
W ocenie „deregulatorów”: „obecni” (profesjonalni) urbaniści nie są niezbędni, otwarcie zawodu nie spowoduje chaosu przestrzennego, całkowita deregulacja przyniesie bezdyskusyjne korzyści.
Nie wiem czym kierowali się pomysłodawcy takiego rozwiązania i nie zamierzam tego dociekać – odrzucam jednak ich niewiedzę i złą wolę.
Niewątpliwie sytuacja obecna jest dla urbanistów ekstremalna - po raz pierwszy zakwestionowano w takim zakresie sens istnienia planowania przestrzennego.
Od momentu publikacji projektu „fala” różnych form sprzeciwu wzbiera na sile. Przedstawiane przy tej okazji argumenty mają jeden wspólny mianownik, sprowadzający się do kwestionowania wyników rządowych analiz: my urbaniści (profesjonalni) jesteśmy niezbędni – bez nas nastąpi totalny chaos przestrzenny – „deregulacja” przyniesie wyłącznie olbrzymie straty!
Na marginesie warto odnotować, że rządowy projekt likwidacji zawodu urbanisty nie zrobił dotychczas najmniejszego, negatywnego wrażenia na „stronie społecznej”!
„Z obfitości serca usta mówią” – zasygnalizowany przy okazji deregulacji zgodny, jak się okazuje, pogląd strony rządowej i społecznej na temat urbanistów można zrekapitulować następująco:
Urbanista jest zawodem anachronicznym, czytaj: zbędnym.
Można by powiedzieć: jak nas (urbanistów) widzą tak nas piszą - tyle tylko, że widzieć nas już raczej nie chcą. Wszyscy.
Mimo wszystko wierzę, że przetrwamy obecny "deregulacyjny" zamęt.
Można oczywiście kontynuować "deregulacyjne " protesty czy "podejmować działania wyjaśniające sens istnienia naszego zawodu".
Jednak, wcześniej czy później, staniemy przed zadaniem dzisiaj dla urbanistów najważniejszym - jak uporać się z "bagażem" społecznego odrzucenia zawodu urbanisty, ujawnionego przy okazji "deregulacji"?
—————
Skomentuj artykuł
—————
—————
Ankieta
Ocen artykuł
bardzo interesujący (15)
interesujący (9)
nie mam zdania (10)
nieinteresujący (9)
Całkowita liczba głosów: 43