310.TUP rulez!
Okazuje się, że wystarczyło zaledwie pół roku od oficjalnej likwidacji Izby Urbanistów i organizacyjny „ciąg dalszy” praktycznie jest już w pełni wykrystalizowany – na „placu boju” pozostał właściwie tylko TUP. Cała reszta to bliżej nieokreślony konglomerat inicjatyw, które w gruncie rzeczy utknęły na etapie rejestracyjno-organizacyjnym. Można by powiedzieć - Towarzystwo Urbanistów Polskich rulez!
Zobaczmy więc jak to rulez wygląda w praktyce. Z ogólnej liczby siedemnastu Oddziałów TUP oficjalnie działających, w praktyce jakiekolwiek przejawy działalności można odnotować zaledwie w pięciu strukturach terenowych Towarzystwa.
Dla zobrazowania wspomnianych wyżej „przejawów działalności” posłużę się przykładem Oddziału, który w mojej ocenie jest wśród tych pięciu najprężniej działającym.
Dobrą okazją do takiej oceny jest koniec kolejnej kadencji (2012-2015) i związane z tym okresowe „Sprawozdania z działalności” będące jednocześnie okazją do zaprezentowania sukcesów lokalnych struktur, które to sukcesy po ich ogólnokrajowym „zbilansowaniu” służyć powinny legitymizacji całego Towarzystwa Urbanistów Polskich.
„Sprawozdanie...” wspomnianego Oddziału przykuło moją uwagę jednym, niezwykle intrygującym szczegółem – większość ujętych w nim eventów jest „autorstwa” jednego człowieka! Można by rzec, że to „człowiek – orkiestra”, który w tym sprawozdaniu „zagrał” za cały Oddział TUP.
W największym skrócie to cała historia „aktywności” tego (i nie tylko) Oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich. Myślę, że nie poprawią w/w oceny szczegóły „pozostałej” części sprawozdania, gdzie dominują publikacje książkowe, nb nie wynikające z aktywności Oddziału, ale stanowiące element autonomicznej działalności autorów, przypadającej na „okres sprawozdawczy”.
Przed dwoma laty w artykule: „Życie w planistycznym trójkącie” pisałem:
Dobrych parę lat temu na ścianie jednego z domów usytuowanych w centrum miasta, w którym mieszkam, pojawił się sprayowy napis: „... żyje!” Nazwę podmiotu, który to tryumfalnie obwieścił, pomijam z różnych powodów, ale generalnie jako nieistotną dla dalszej narracji – o wiele bardziej interesujący okazał się „ciąg dalszy”, który został kilka dni później zrealizowany na tej samej ścianie i w tej samej technice: „Ale co to za życie?!”
Patrząc na zinstytucjonalizowane formy funkcjonowania środowiska urbanistów polskich i wysyłane stamtąd sygnały: „PIU żyje!” oraz „TUP żyje!” nie mogę się wyzbyć skojarzeń z opisaną na wstępie „naścienną” wymianą poglądów i nie dopisać: „Ale co to za życie?!”
W rzeczywistości „siłą napędową” tych środowisk jest głównie aktywność od lat tej samej (znanej z imienia i nazwiska) „garstki” planistycznych społeczników, których cechą wspólną jest nadrzędny imperatyw działania pro publico bono bez względu na ramy organizacyjne w jakich formalnie funkcjonują.
Jest pewne, że działaliby pro publico bono nawet gdyby nie było PIU i TUP-u.
Oczywiście poza społecznikami z krwi i kości są jeszcze „działacze z krwi i kości”- nadrzędnym imperatywem takiego „działacza” jest bycie „działaczem” (bez względu na ramy organizacyjne w jakich formalnie funkcjonują).
Całości dopełniają „masy” członkowskie – w większości pozbawione jakichkolwiek „nadrzędnych imperatywów”.
Dzisiaj PIU już nie ma – poza tym nic się nie zmieniło.
—————